Było was tu:

wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział VII


 Gdzie byłeś tej nocy? Chciałabym zasnąć w Twoim łóżku, ubrana tylko w Twój zapach. Bezpieczna. We   śnie czekam na Ciebie. W moim śnie o Tobie czekam na Ciebie. W moim śnie o Tobie jestem naga i płonę.  Staję się płomieniem, czekając na Ciebie. Otworzyłam okno, przez nie wlatuje wilgoć i chłód nocy, ale i to     mnie nie gasi. Dotknęłam dłonią tak pustego bez Ciebie łóżka, ciaśniej owijając się prześcieradłem i wyobrażając sobie, że to Twoje ramiona oplatają moje ciało.
Rozmyślam więcej, niż bym chciała, wyciągając rękę po kieliszek z winem. Moje usta delikatnie obejmują brzeg szkła. Twoje wargi mogłyby smakować tak jak to wino i zostawiać niewidzialne ślady na moich odkrytych ramionach. Gdzie jesteś tej nocy? Czekam na Ciebie na moście utkanym z myśli, tęsknoty i pragnienia. Jedno Twoje słowo, jedno spojrzenie jest pochodnią, która podkłada ogień pod moje ciało. Kryję się w ciemnościach ze swoją winą i wstydem, czekając na Ciebie. Krew całą i serce tętniące oddałabym za muśnięcie warg, za dotyk dłoni na moich plecach, za jedno zaklęcie miłości, za spotkanie na     moście z marzeń. Stałam na tym moście,                                        a Ciebie nie było. Dlaczego?


   Ta noc była jedną z najgorszych. Ciągłe drgawki i gwałtowne przebudzenia po wczorajszym zdarzeniu.
To było jak zły sen,o którym nawet nie chciałam myśleć. A jednak,to zdarzyło się naprawdę.
  Nie wiem czy dziś będę w stanie wstać i pójść do szkoły. Wczorajsze zażenowanie doprowadziło mnie do całkowitego zniszczenia psychicznego. Jak mogłam sobie na to pozwolić? Nawet nie pytałam się go o jego rodziców. Z pewnością to porządni i bogaci ludzi,którzy nie pozwolą sobie na to,żeby ich syn skończył z pospolitą dziewczyną i był sportowcem. A może nie chcieli żeby złapał jakąś kontuzję? To wszystko jest tak bardzo zamotane,że już sama nie wiem kim ja jestem,a raczej byłam,dla niego. Może tylko zwykłą zabawką?
  Postanowiłam już,że dzisiaj nie pójdę do szkoły. Musze to wszystko ogarnąć i poukładać swoje myśli. Trwać w kontemplacji przez cały dzisiejszy dzień,a przy okazji rozmyślać o urządzeniu swojej 18-nastki. Przecież to najważniejszy dzień w życiu każdego młodego człowieka. Pełnoletność i związane z nią przyjemności. Czego chcieć więcej? Jego...
 -No dobra już nie płacz i bądź silna. - usłyszałam głos w swojej głowie.
Przeczekałam aż rodzice wyjadą do pracy i zeszłam schodami do kuchni. Nalałam wody do czajnika i włączyłam gaz. Zrobiłam sobie skromne śniadanie złożone z dwóch kanapek z szynką,liściem sałaty i świeżym ogórkiem. Położyłam moją strawę na małym talerzyku. Czajnik zaczął gwizdać. Wyłączyłam go i zalałam sobie herbatę w szklance. Posłodziłam ją dwoma łyżeczkami. Z tak przygotowanym śniadaniem usiadłam do stołu. Czułam błogą ciszę. Popijając pieczywo herbatą poczułam,że tak skomponowany dzień jest dla mnie bardzo odpowiedni. Tylko czegoś mi brakuje w tym odpowiednim dniu,a mianowicie siatkówki.
  Po zjedzonym śniadaniu postanowiłam,że ubiorę się w mój sportowy strój i pójdę pobiegać.
Założyłam moje wyspecjalizowane do tego buty,związałam swoje włosy mocną gumką w wysoko położony warkocz. Po ubraniu się wyszłam z domu i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Pobiegłam w stronę lasu. Chciałam być zupełnie sama i słyszeć jedynie szum drzew i śpiew ptaków.
To świetne uczucie.
Jeszcze nie czuję się zupełnie zdrowa,ale staram się
A to tylko po to,by w przyszłości zostać tym,kim najbardziej chciałam
Siatkarką...


_______________________________________________________________________________
Jeśli już jesteś i czytasz to skomentuj. Tylko jedna minuta wystarczy,by dać mi siłę i zaangażowanie w pisanie nowych postów. 
Widzę,że licznik odwiedzin rośnie a komentarzy brak.
Wystarczy,że napiszesz-Przeczytałam/ałem.
To sprawi mi wiele przyjemności i będę mogla pisać dla was z większą motywacją, bo wiem,że jakieś grono osób czyta mojego bloga. ;)
Więc proszę was bardzo: CZYTASZ-SKOMENTUJ 

środa, 17 kwietnia 2013

Rozdział VI

  I znów nie mogłam zasnąć. Ciągle myślę o tym co się wydarzyło między nami... co w ogóle ludzie myśleli sobie o nas,co zrobiłam ja,że on teraz nie chce się ze  mną pokazywać,nie chce mnie znać... I tak bezustannie każdy mnie opuszcza i ignoruje...
  Następnego dnia już nie mogłam przełknąć śniadania. Na prawdę próbowałam,ale łzy spływały po moich ustach. Nagle niespodziewanie mama coś do mnie wybełkotała:
-Coś się stało Kinga?
-A od kiedy cię to obchodzi?
Rozwścieczona rzuciłam widelcem o talerz omal go nie rozbijając. Szybkim krokiem zmierzałam do drzwi. Odwróciłam się w stronę jadalni i spojrzałam na rodziców. Patrzyli na mnie niczym na jakiegoś terrorystę. Ze łzami w oczach próbowałam zapomnieć o wpatrujących się we mnie rodziców. Ocierając twarz wilgotną od łez chciałam czym prędzej trafić do szkoły.
  Szukałam go i znalazłam nie było trudno. Chodził zamyślony po korytarzu w szkole. Chciałam porozmawiać z nim o naszym stosunku do siebie i tym co teraz z nami będzie.
-Cześć Kinga-już nie mówił do mnie Kinguś-chyba musimy porozmawiać. Tylko chciałbym po lekcjach,nie teraz. Okej?
-Jasne. Mam nadzieję,że wszystko sobie wyjaśnimy.
Sytuacja całkiem spontaniczna. Powiedział do mnie tylko jedno zdanie. Jednak mimo jego absurdalnie najpiękniejszego głosu na świecie,nie byłam zachwycona.
  Po lekcjach spotkaliśmy się przed szatnią. Wszyscy ze szkoły już wyszli. zostały tylko sprzątaczki,które rzetelnie wykonywały swoją pracę.
-No to o czym chciałeś porozmawiać?
-No wiesz to jest coś o czym dawno muszę ci powiedzieć.
-Więc mów.
-Kinga... ja chciałbym ci powiedzieć,że nie mogę z tobą być. Wiem,że zawiedziesz się na mnie i w ogóle,ale pozwól,że wyjaśnię ci to. Otóż,sęk w ty,że tu chodzi o moich rodziców...
-Nie rozumiem. A co twoi rodzice mają z tym wspólnego?
-Otóż mają. Pozwól mi skończyć. Rodzice przeprowadzili ze mną rozmowę o mojej przyszłości. Chcą żebym miał jakiś konkretny zawód,spore zarobki. Gdy powiedziałem im,że chciałbym zostać sportowcem,oburzyli się. Oni widzieli dla mnie przyszłość jako lekarz,chcą mi opłacić studia w stolicy. Ja... nie mogę takiej szansy zmarnować.
-No,ale dlaczego nie możesz być ze mną?-bełkotałam przez łzy.
-Ponieważ powiedziałem im,że to ty napawałaś mnie miłością,systematycznością i oddaniem do tak wyjątkowego sportu jakim jest siatkówka. Oni powiedzieli,że jeśli nie przestanę widywać się z tobą to odetną mi środki pieniężne i nie będą sponsorować mojej przyszłości.
-Czyli pieniądze są dla ciebie ważniejsze?-wrzasnęłam mu proso w twarz.
-Posłuchaj to nie tak...
Nawet nie słuchałam i wybiegłam ze szkoły. Uczniowie stali tam jeszcze. Wszystkie pary oczu były skierowane na mnie. Całą twarz miałam czerwoną i wilgotną od łez. Miałam gdzieś wzrok wszystkich. Nawet nie zwracałam na nich uwagi. Pobiegłam do domu. Gwałtownie otworzyłam drzwi i wbiegłam po schodach na górę. Usiadłam na łóżku. Jak on mógł mi to zrobić. Teraz zostałam sama. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Pomyślę o tym jutro. Na dziś to zbyt dużo łez i rozczarowań.

                        Powoli zaczynam myśleć,że już nic nie ma sensu.

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział V

  Czuję się jakbym... właściwie nic nie czuła. Jak jakaś poczwarka,która nic nie potrafi. Tylko przypełznąć na określone miejsce i zdać się na pomoc bliskich,obcych lub nienawidzących mnie osób. W tym wypadku mogłam liczyć na niego. Nawet moi rodzicie mają mnie gdzieś,wogóle nie mają świadomości co się ze mną stało. Jedynie on. Przecież go prawie nie znam ,poznaliśmy się kilka minut przed moim wypadkiem ,później on cały czas ze mną przebywał,jak najlepszy przyjaciel,jak ktoś... kogo się bardzo kocha i ten ktoś odwzajemnia to całym swoim sercem.
  Minęło sporo czasu od czasu niefortunnego wypadku. Wydawałoby się,że to było tylko uderzenie drzwiami,nic wielkiego. Jednak było inaczej. Wstrząśnienie mózgu,poważne pęknięcie w czaszce,wszystko to zamknęło mi drzwi przed siatkówką,a przynajmniej na jakiś czas. Kilka miesięcy opieki rodziców... a w zasadzie to opiekunki. Tak,opiekunki. Bo rodzicie nawet nie chcieli zostawać w domu,żeby się mną opiekować. Uznali mnie za kalekę,ale przecież to nie była moja wina a poza tym to nie będę leżeć na łóżku przez wieczność. Moja Opiekunka codziennie pomaga mi stać z łóżka,wsiąść na wózek i pojechać ,wpojoną już drogą, na rehabilitację ambulatoryjną. Po rehabilitacji wędrowałyśmy do domu. Przed drzwiami mieszkania czekał na mnie Marcin. Z jedną małą,czerwoną i skromną różą,czekał na mnie wytrwale,żeby przywitać mnie całusem w policzek i codziennie przynosić mi aktualne tematy z wszystkich przedmiotów szkole. Może to wyda się bardzo dziwne,ale ten wypadek zbliżył nas do siebie. Marcin codziennie do mnie przychodził,spędzał ze mną czas,w weekendy wspólnie oglądaliśmy filmy z paczką popcornu na łóżku. Nadal jest nam ze sobą dobrze. Marcin nie zostawił mnie samej w tak trudnym momencie tak,jak moi rodzice. Po prostu brak słów. Szkoda mi dla nich czasu. Oni wolą zająć się swoją pracą,aniżeli pomóc swojej chorej córce. To wszystko przecież jest tak proste,wystarczy poświęcić trochę czasu,ale to chyba przekroczyło ich możliwości.
  Wreszcie nadszedł ten dzień. Byłam coraz bardziej samodzielna,udawało mi się chodzić,nawet kilka razy,przy pomocy Marcina,skoczyłam. Czułam się jak prawdziwy motyl,który właśnie od nowa rozwinie swoje skrzydła po uciążliwym upadku. 57 dni niesamodzielności,szukania pomocy i wsparcia u innych. Dosyć tego.
  Dziś był mój pierwszy dzień w szkole. Do szkoły doszłam sama,w zasadzie szłam o kulach,bo jeszcze nie miałam sił na samodzielne i długodystansowe poruszanie się.
  Brama szkoły i dużo ludzi. Wszystkich przecież poznaję i kojarzę. Jednak jedna osoba rzuciła mi się w oczy. MÓJ CHŁOPAK już szukał mnie wzrokiem. Dokuśtykałam w miarę szybko do niego i rzuciłam mu się na ramiona,odrzucając moje kule gdzieś w bok. Wszyscy nagle zamilkli. Wlepili w nas swoje oczy. Chciałam spalić się ze wstydu. Czy byłam aż tak nierozważna? Marcin szybko chwycił w jedną rękę moje kule.
-Chodźmy stąd. Złap mnie za ramię.
Posłusznie wykonałam jego polecenie zupełnie nie widząc co jest grane. Czy coś jest ze mną nie tak? A może zrobiłam coś upokarzającego? Ale chyba przytulenie się do własnego chłopaka nie było jakimś grzechem. Sama nie wiem...
  Wszystkie lekcje już minęły,Marcin do końca dnia nie odzywał się do mnie. Chyba został zbyt urażony. Wiedziałam o tym,że zaraz po lekcjach odbędzie się trening,chciałam przywitać się z drużyną i przynajmniej tymczasowo popatrzeć z ubocza na ich grę. Lekarz powiedział,że jeszcze przez jakiś czas nie będę mogła grać w siatkówkę i tylko ciągła rehabilitacja i prymitywne ćwiczenia doprowadzą mnie do taki stanu jaki był przed wypadkiem.
  Weszłam na halę i zobaczyłam dziewczyny i chłopaków,którzy już zmierzali ku mnie a na ich czele naszego trenera. Tylko jednej osoby mi brakowało. Dlaczego nie ma go tu? Czy aż tak bardzo go upokorzyłam? Nawet nie wiem czym... Nie wiem...
-Witam cię Kingo!-powiedział ciepło trener i mocno mnie uściskał.
-Dzień dobry pani trenerze.
-No to kiedy możemy się ciebie spodziewać ponownie w naszej drużynie?
-Chyba nieprędko. Czeka mnie dużo pracy nad swoim zdrowiem i swoimi mięśniami.
-Rozumiem,że to już niedługo?-wiedział,że z moim zapałem wszystko jest możliwe.
-Oczywiście trenerze. Zrobię wszystko co w mojej mocy.
-Wiem o tym i liczę na ciebie.-uśmiechnął się  baardzo szerokim uśmiechu i odszedł,aby koordynować trwający trening.
  Tylko dlaczego jego tam nie było? Siedziałam do końca i nie było go.

               Po pierwszym pocałunku wiedziałam,że już nie chcę całować innych warg. 


_____________________________________________________        
Rozdział długi. Mam nadzieję,że się spodoba i liczę na wszelkie komentarze. ;)

środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział IV

  Na jednym z treningów Marcin ciągle się na mnie patrzył. To było dosyć dziwne zważywszy na to,że nawet mnie nie znał i,jak dotąd,nigdy nie zwrócił na mnie uwagi.
  Trening przebiegł dosyć sprawnie choć bardzo wyczerpująco. Nawet nie zdążyłam wejść do damskiej szatni żeby zrzucić z siebie rozciągnięte,brudne i brzydko pachnące ubrania a Marcin złapał mnie za moje ramię czego w efekcie ja,bardzo się wystraszyłam.
 -Nazywasz się Kinga,tak?-jeszcze przez jakiś czas ciężko oddychał po treningu.
-Tak... A ty Marcin?
-Tak,zgadza się.
-Czy coś się stało?-spytałam zdziwiona tym,że zna moje imię.
-Jestem dosyć słaby w grze w siatkówkę,wszystko wychodzi mi dosyć niezdarnie i ciągle mam małe doświadczenie w tej grze. Zauważyłem,że ty na prawdę świetnie radzisz sobie z tym sportem. Czy może moglibyśmy się kiedyś spotkać po to,żebyś mnie trochę podszkoliła w tej dziedzinie?
-Z chęcią,ale...
Nie zdążyłam dokończyć zdania gdy on posłał mi olbrzymi i olśniewający uśmiech. Chciałam mu jeszcze coś powiedzieć,ale byłam oszołomiona jego wyglądem. On jest taki przystojny niczym Chad Michael Murray,nawet był do niego zdumiewająco podobny. Stałam tam jeszcze chwilę,ale powrót do rzeczywistości zafundowały mi dziewczyny wychodzące z damskiej szatni. Nie zauważyły mnie i z wielką siłą popchnęły drzwi do przodu i w wyniku tego straciłam przytomność...
  Obudziłam się w szpitalu. Lekko otworzyłam i ujrzałam i ujrzałam go. Obok mojego łóżka stał Marcin,zatroskany i pełen obaw-właśnie o mnie. Jeszcze trochę byłam nieobecna. Po chwili jednak usłyszałam jego potulny,głęboki głos:
-Kinga? Widzisz mnie? Czy wszystko w porządku? Byłem tutaj z tobą od początku. Dziewczyny z treningu były tu krótką chwilę,ale później poszły. Mają ci zrobić jeszcze tomografię głowy dla sprawdzenia czy nie dostałaś wstrząśnienia mózgu.
Koiłam się jego głosem. Tak bardzo byłam upojona samą świadomością,że on do mnie mówi a to,że jest przy mnie coraz bardziej przyprawiało mnie o dreszcze. Czułam,że głowę mam całą owiniętą bandażami,ściśniętą niczym wędzoną szynkę. Słyszałam jak Marcin zawołam lekarza i oznajmił mu,że już się obudziłam. Lekarz natychmiast zawołał pielęgniarkę i powiedział jej,że natychmiast mam zostać zabrana na tomografię głowy. Czułam jak szpitalne łóżko przesuwa się razem ze mną po oddziałach szpitalnych,słyszałam jak Marcin mówi do mnie: Zobaczysz Kinga,wszystko będzie dobrze. Będę tu na ciebie czekał. Poczułam lekkie muśnięcie na moim czole,otworzyłam oczy i nie zauważyłam go już obok siebie,stał gdzieś głębiej w korytarzu. Wjechałam do sali,w której stało wielkie urządzenie. Kazali mi wstrzymać oddech a później oddychać. Potem była cisza.
  Choć moje myśli miałam zupełnie poświęcone Marcinowi to w mojej głowie tkwiło jeszcze jedno nurtujące pytanie i zarazem obawa: Czy nadal będę mogła oddać się mojej pasji,temu co najbardziej kocham-siatkówce?




















piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział II

  Wróciłam z treningu jak zwykle zmęczona. Wiedziałam,że jeszcze mam pomóc mamie w sprzątaniu domu. Nie miałam na to czasu. W głowie miałam tylko myśl o tym chłopaku. Skoro chodzi do naszej szkoły,to jak mogłam go nie zauważyć? A może to dlatego,że na każdej przerwie siedząc na ławce ciągle miałam schyloną głowę,z obawy przed szyderczym spojrzeniem tych irytujących ,,plastików" z mojej klasy.
  Byłam cała spocona i ze względu na to szybko poszłam się wykąpać. Po kąpieli założyłam moją ulubioną pidżamę i szybko zbiegłam ze schodów żeby zrobić sobie jakąś kolacyjną kanapkę,ponieważ nie zdążyłam na wspólną kolację z rodziną.
  Kładąc się do łóżka ciągle miałam go w myślach. Jego wygląd, zachowanie,sposób w jaki się poruszał... wszystko mnie w nim zachwycało choć wcale go nie znałam. Po dłuższym czasie zasnęłam.
                                                                     ... 
Kolejny poranek i codzienna monotonia ,tylko że tym razem przy śniadaniu,przebudzeniu się towarzyszyła mi myśl o nim. W szkole szukałam go wzrokiem. Czyżby dzisiaj akurat nie przyszedł ? No trudno,jakoś przeżyję... ale jednak widzę,że wchodzi ON. Czuję,że serca skacze mi z radości,chciałabym wyrwać się z tego miejsca na ławce i zagadać do niego ,jednak nie potrafię,czuję,że coś mnie trzyma... Już wiem, to wstyd. To uczucie,gdy jego koledzy patrzą się na ciebie jak na człowieka z innego świata... Nie chcę tego czuć,wolę obserwować go z daleka. W sumie to taka obserwacja ma jakieś plusy. Przynajmniej dowiedziałam się jak ma na imię. Koledzy wołali do niego: Marcin. Imię cudowne,subtelne,dające wiele do myślenia a zarazem tajemnicze i intrygujące.
  Minęły lekcje. W trakcie przerw dowiedziałam tylko tyle,że Marcin ma tyle samo lat co ja i chodzi do przeciwnej klasy.
  Kolejny dzień, kolejny poranek,kolejne lekcje,kolejne treningi. Wszystko mijało dość spontanicznie do czasu aż...


_________________________________________________________________________________
Mam nadzieję,że choć trochę osób ogląda mój blog. Proszę o wasze opinie,ponieważ dopiero zaczynam i nie wiem czy mam dalej to kontynuować. ; )

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział I

  Niechętnie podnoszę się z łóżka. Już słyszę budzik,który za wszelką cenę chce żebym stała do szkoły. Nie mam na to ochoty,ale nie mija 5 minut i nagle przychodzi do mojego pokoju mama.
-Kinga wstawaj. Dziś pierwszy dzień szkoły. Nie możesz się spóźnić.-mówi spokojnie mama. Po jej głosie można wywnioskować,że też nie chce się jej wstać do pracy. Mama pracuje w szpitalu. Wiadomo jak ciężka jest to praca. Kłótnie z pacjentami,ciągła bezsenność ,urwanie głowy,brak czasu dla przyjaciół rodziny... a w szczególności dla mnie.
-Już wstaję mamo...-bełkoczę jeszcze zaspana,mając nadzieję,że mama wyjdzie z mojego pokoju i da mi spokój chociaż dziś.
  Tak oto ja. Mam na imię Kinga.Mam 16 lat,chodzę do III klasy gimnazjum. To już ostatni rok w tej szkole.Pierwszy dzień dziesięciomiesięcznej męczarni z nauczycielami,kolegami, koleżankami  i rodzicami.
Ale dość tego o mnie.Resztę poznacie później.
  Anemicznie podnoszę się z łóżka jakby to sprawiało mi ogromny wysiłek,bo tak naprawdę sprawia, i sunąc nogami po podłodze wchodzę do łazienki żeby jakoś ogarnąć siebie. Wychodzę po kwadransie.Odświeżona ,ale jakby nie było we mnie życia,zupełnie.Ubrana w luźny spodnie dresowe i szeroką koszulkę.Tak,jak lubię najbardziej. Schodzę po schodach i wchodzę do salonu,razem z rodzicami i bratem siadamy do stołu na śniadanie.
  Moja rodzina-mama,tata,brat-Kornel i ja. Kornel jest ode mnie starszy o rok ma 17 lat. Uczęszcza na AWF. Jest jego ulubionym  sportem jest piłka nożna i może właśnie dlatego wybrał akurat taką szkołę.Pewnie w przyszłości chciałby zostać gwiazdą spotu i reprezentować nasz kraj. Może spełni swoje marzenia. Nasza rodzina to całkiem dziwne pokolenie kontrastów. Rodzice są lekarzami,wprawdzie mama pracuje w szpitalu jako chirurg a tato ma swój własny gabinet dentystyczny. Mój brat i ja jesteśmy bardzo przywiązani do sportu. Ja uwielbiam siatkówkę,chociaż uwielbiam,to mało powiedziane,ja ją kocham i chciałabym połączyć swoją przyszłość z siatkówką,tak jak mój brat z piłką nożną.
  Śniadanie przebiega w milczeniu,jak zawsze. Dyskretnymi ruchami głów lub rąk dajemy komuś znak aby podał nam coś ze stołu. Rozmowa jest u nas rzadkim gościem. Szybko zjadłam swoje śniadanie,złapałam plecak i rzuciłam się do drzwi,mając nadzieję,że rodzice nie zaczepią mnie przed wyjściem i dadzą mi spokój. Udało się. Wyszłam na zewnątrz. Szybkim krokiem chciałam dojść do szkoły,tak,aby nikt z innych uczniów mnie nie zauważył. Weszłam do szkoły. Właśnie rozległ się dzwonek na lekcję. Weszłam do klasy. Jakoś minęło,bez zbędnych komentarzy na mój temat. Kolejna przerwa i kolejna przerwa... Tak minęło te 7 godzin lekcyjnych. Jak zawsze na początku roku nauczyciele przedstawiają plan pracy na cały rok,na języku polskim nauczycielka dyktowała listę obowiązkowych lektur. Jak co roku,pierwszego dnia września było definitywnie nudno. Bez zbędnych problemów skończył się ten beznadziejny,pierwszy dzień w szkole. Po lekcjach poszłam na zajęcia z siatkówki. Jak zawsze,na początku zaczynaliśmy od rozgrzewki,później opracowywaliśmy kolejne elementy gry. Przed końcem zajęć zaczęliśmy mecz. Gdy nagle drzwi do sali szeroko się otworzyły i wszedł ON.Podobno w tym roku zaczyna chodzić na zajęcia. Bardzo przystojny,wręcz nieziemsko przystojny. Do końca nie mogłam się skupić na grze. Cały czas w głowie miałam jego...