Jeszcze przez jakiś czas siedziałam zamyślona pod starym drzewem,gdy nagle zza zakrętu ujawniła mi się mama. Piękna jak zawsze : kasztanowy odcień włosów z blond refleksami między niektórymi kosmykami włosów,zgrabna przy czym także wysoka,morelowa i nieskazitelna cera dodawała tylko zwieńczenia całego jej wyglądu. Nigdy nie mówiła jej,że jest piękna ,wiedziałam to od zawsze,sądziłam,że ona nie zasługuje na komplementy ,chociażby ze względu na to,że gardziła mną na każdym kroku. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Podeszła i usiadła obok mnie.
-Ja wiem,że jest ci ciężko zostać z tym samotnie...
-Co ty możesz wiedzieć...
-Uwierz mi,wiem o tym bardzo dobrze. Nie wiem czy wiesz,le ja nie chciała być lekarzem,chciałam spełnić swoje marzenia i zostać zawodową siatkarką,zupełnie tak jak ty. Jednak los tak chciał,że zesłał mi twojego tatę przed pójściem na studia. Cudownie się wtedy bawiłam,spędzając czas przy boku twojego taty. Wtedy zupełnie zapomniałam o siatkówce. Po jakimś czasie pojawił się twój brat . Mogłam już wtedy zapomnieć o moich aspiracjach. To był dla mnie szok zamknięta w czterech ścianach z dzieckiem,bez większego planu na życie. Jakiś czas później pobraliśmy się,a dokładnie kilka miesięcy po przyjściu na świat Kornela. Wtedy na rok musiałam zapomnieć o studiach. Wspólnie z tatą postanowiliśmy,że razem udamy się na takie kierunki studiów ,aby dać wam wszystko co najlepsze. Padło na medycynę. Na trzecim roku pojawiłaś się ty. Tym razem nie porzuciliśmy szkoły, po prostu opiekowali się wami,wasi dziadkowie. Po skończeniu studiów rozpoczęliśmy dobrą pracę,szybko się ustatkowaliśmy. Wiesz jak trudno mi było zrezygnować z siatkówki? Zrobiłam to wszystko ze względu na was. Uwierz mi i teraz zrobię wszystko co w mojej mocy,żebyś ty spełniła siebie,bo chociaż nie udało się to mi zadbam o szczęście dla ciebie.
Nie odpowiedziałam,a raczej nie mogłam wypowiedzieć nic. Ona przedstawiła mi swoje dawne życie,odkryła wszystko co ukrywała przed wszystkimi. A ja ? Chociaż ona przytuliła mnie i pocałowała czule w czoło,ja nie miała żadnych uczuć. Już chyba nikt nie zdoła naprawić tego,co stało się w moim życiu.
Muszę przyznać rację,że mama jednak trochę mnie rozumie,ale to nie zmienia faktu,że zostałam osamotniona wraz ze swoimi ambicjami. Nie wiem,czy uda mi się poskładać siebie na nowo,bez wspierającego brata i uroczego chłopaka. Teraz mam na głowie coś zupełnie wybiegającego poza kadr mojego życia a mianowicie-zorganizowanie mojej 18-nastki. Nawet nie powinnam o tym myśleć,gdyż moje życie rozsypało się w zaledwie kilka tygodni. Ktoś pomyślałby sobie,że to nie ma jakiegokolwiek sensu i że już tego nie chce,ale nie ja. Patrząc z drugiej strony obiektywu,ta impreza być może pomogłaby scalić serce z rozumem raz ciało z duszą. Wszystko w jedno,aby mogło rychło pracować i wydawać urodzajne owoce.
____________________________________________________________________________
Przepraszam za brak mojej obecności,no ale zakończenie roku,poprawianie ocen-taka sytuacja. :D
Tym razem apeluję do tych,którzy mnie czytają, Chciałabym się pokazać szerszemu gronu czytelników dlatego proszę o polecanie mnie gdziekolwiek na facebook'u,wśród znajomych,gdzie tylko chcecie. Martwi mnie mała oglądalność i dlatego o to usilnie proszę! Z pewnością każdy,dobrego serca, pomoże mi się z tym mierzyć.
Pozdrawiam. Następny rozdział być może w przyszłym tygodniu,jeżeli liczba odwiedzin wzrośnie do minimum 700. :)
Miotając serce między uczuciem a kawałkiem siatki
Było was tu:
niedziela, 16 czerwca 2013
sobota, 1 czerwca 2013
Rozdział IX
''Nawet niska osoba,używając serca potrafi skoczyć do ataku ponad blokiem. To ono napędza całą tą trajektorię."
Zmęczona i cała przesiąknięta potem,ale wypełniona endorfinami,wracałam do domu. Po drodze weszłam na chwilę do sklepu,aby kupić sobie wodę do picia. Wybrałam pierwszą lepszą butelkę i podeszłam do kasy,by zapłacić. Znajoma pani zza lady uśmiechnęła się do mnie:
-Kinga,ale ty wyrosłaś dziecinko. Jesteś taka wysoka...-zdezorientowana ,uśmiechnęłam się do ekspedientki.
-Dziękuję,ale to tak jakoś samo z siebie... po prostu te 190 centymetrów wzrostu skoczyły mi tak szybko,że nie zdążyłam się obejrzeć...
-Oj, widzę cię dziecko jako siatkarkę...-zawstydziłam się i nieco pochyliłam głowę.
Złapałam butelkę z wodą zostawiłam pieniądze i nawet nie czekałam na resztę.
A skąd ta pani wie?Czy ona jest jaką wróżką? Czy to,że ktoś jest wysoki od razu zmusza go do bycia siatkarzem/siatkarką? Przecież równie dobrze ta osoba mogłaby zostać piłkarzem lub tenisistą. W siatkówce liczy się serce,nie wzrost,bo jeżeli nie zapałasz prawdziwą i ogromną miłością do siatkówki to nie będzie to miało żadnego sensu,na celu będziesz mieć tylko zarabianie pieniędzy i sławę. Nawet niska osoba,używając serca potrafi skoczyć do ataku ponad blokiem. To ono napędza całą tą trajektorię. A więc,czy ta pani ma dar wnikania w serca ludzi,czy moja volleyball-love wydziera się z mojego serca,chcąc ogłosić tą wieść wszystkim dookoła? Nie wiem...
Odkręciłam nakrętkę ,przechyliłam butelkę i upiłam jakieś dwa łyki. Świetne orzeźwienie,niczym radość po zwycięskim meczu, i pot...ten zwycięski pot,który uaktywnił się gdy brałaś rozpęd,wyskoczyłaś za piłką i uderzyłaś o nią z pełną mocą na drugą stronę siatki. Niech to diabli,czy wszystkie moje myśli muszą sprowadzać się do siatkówki? A może to jednak ma jakiś sens?
Docierając do domu jeszcze nie wiedziałam czy może mnie spotkać coś złego. Wchodząc do domu ,od razu w oczy rzucił mi się niezwykle rzadki obrazek z życia mojej rodziny:mama i tata,razem przy stole,a przecież już po porze obiadowej. Byłam zupełnie zdezorientowana tą sytuacją,tym bardziej dlatego,że zwracając zbyt dużą uwagę na rodziców ,nie dostrzegłam siedzącego naprzeciwko nich -Kornela. Przecież nie ma jeszcze weekendu,jest środek tygodnia,co on tutaj robi?-pomyślałam.Jak przystało na dobrą siostrę,przywitałam się bratem mocnym uściskiem,bo w ostatnim czasie bardzo rzadko przyjeżdżał do domu. Cisza była dobijająca,musiałam do niego wykrztusić ,chociaż kilka słów:
-Kornel,co się stało,że przyjechałeś do domu? Czy aż tak bardzo stęskniłeś się za mną?-powiedziałam ze szczerym uśmiechem.
-Wiesz,muszę ci o czy powiedzieć...,ale lepiej pójdźmy na górę żeby nikt nam nie przeszkodził-mój brat nie miał zbyt wesołej miny,chyba coś musiało się stać.
Weszliśmy do jego pokoju. Przez chwilę trwała cisza. Po mojej głowie krążyły najgorsze scenariusze-od wyprowadzki aż po ślub.
-Wiesz,nie wiem jak ci to powiedzieć,ale ja... rzuciłem AWF i dalsze kształcenie w zakresie piłki nożnej. W najbliższym czasie mam planach iść na medycynę.
-Jak...
-Wiem,że chciałaś abym i ja był sportowcem,tak jak tego pragniesz i ty,nie chciałaś abym kroczył tą samą drogą co nasi rodzice. Robiłem to ze względu na ciebie. Miło było obserwować twoją sympatię do mnie,gdy przyjeżdżałem raz na kilka miesięcy. Uwierz mi,kocham ten sport,ale mam świadomość porażki w tym zawodzie...
Z każdym wypowiadanym słowem traciłam uczucia do mojej rodziny. Co chwila z oczy płynęły mi łzy i czułam na ustach słony smak samotności. Rzuciłam się pędem do drzwi,za sobą słyszałam wrzask brata:"Zaczekaj!",miałam to głęboko gdzieś. Zbiegając po schodach spojrzałam na twarze moich rodziców: martwe uczucia i surowy wyraz twarzy. W biegu otarłam ręką wilgotną twarz. Szybko biegłam przez chodnik,za sobą słyszałam jeszcze stanowczy krzyk Kornela. Nie wzbudziło to we mnie żadnych emocji. Biegłam dalej,co chwila oglądając się za siebie. Biegłam przez las i w pewnym momencie nagle zatrzymałam się. Usiadłam pod starym jesionem pełna nienawiści i gniewu. Zostałam z tym wszystkim sama,teraz już zupełnie sama. Z chęcią wyrwałabym sobie serce,gdyby nie zdrowy rozsądek.
"Obiecuję sobie,że jeżeli ktokolwiek stanie na drodze do moich marzeń,to nie ręczę za siebie. I gdybym miała nie wiadomo jak bardzo pracować nad swoich sukcesem siatkarskim,zrobię to,i nikt nie stanie na drodze mojego przeznaczenia. Przysięgam,chociaż miałabym podpisywać cyrograf z diabłem. Amen. "
___________________________________________________________________________
Witam wszystkich moich czytelników. :)
Bardzo długo mnie tutaj nie było. Musiałam przemyśleć wszystkie cele mojego bloga i czy ma on w ogóle jakiś sens skoro czyta ,mnie tylko kilka osób(przed którymi chylę pokłony ).
Po długiej przerwie przygotowałam taki oto dosyć długi rozdział.
Mam nadzieję,że się spodoba. ;)
Do następnego rozdziału-Patrycja. ;)
wtorek, 7 maja 2013
Rozdział VIII
,,Najważniejsze,żeby było zdrowie,bo nie wyobrażam sobie życia bez siatkówki." -Arkadiusz Gołaś
Po uporczywym joggingu z trudem dobrnęłam do domu. Otworzyłam drzwi i powolnym krokiem szłam po schodach by wejść do łazienki,odkręcić letnią wodę i ukoić się w tym błogim stanie.
Woda uspokajała moje zmysły,ale jednak główną rolę w usatysfakcjonowaniu mnie spełnił jogging. Po skończonym wysiłku poczułam jak przepełnia mnie poczucie satysfakcji. Wiem,że jestem już w stanie przezwyciężyć wszystko. Przezwyciężyłam mój wypadek,pokazałam wszystkim,że można a teraz? Jestem bliska załamania,ale nie martwię się bo wiem jak mam wykorzystać wszystkie dni w moim życiu.
Po wyjściu spod prysznica spojrzałam na zegarek. Za 15 minut kończyły się lekcje i akurat dzisiaj odbędzie trening siatkówki. Bez chwili namysłu ubrałam się w strój sportowy. Po zejściu na dół zjadłam sałatkę i kromkę pełnoziarnistego chleba,a następnie zagryzłam to jabłkiem. Wyjęłam butelkę wody z lodówki,nałożyłam buty i poszłam w stronę szkoły.
Za szkołą była hala sportowa,w której zawsze graliśmy. Była wielka,w środku przestrzenna i przede wszystkim była przeznaczona głównie do gry w siatkówkę. Rozradowana,widząc ,że grupa dziewczyn szła właśnie na trening, szybko podbiegłam do nich. Gdy zauważyły,że podbiegam do nich,wszystkie bez wyjątku, promieniały uśmiechem. Odpowiedziałam im także uśmiechem ,chociaż już nie tak bardzo prawdziwym. Zważając na wszystkie moje doświadczenia życiowe i to z jak bardzo przykrymi sytuacjami się spotkałam,sprawiło,że widok szczerze uśmiechających się do mnie dziewczyn dał mi wielką siłę i wiarę w siebie a przede wszystkim,że nie muszę już polegać na moich złych wspomnieniach.
-Cześć Kinga. Gdzie ty tak pędzisz,co?
-Właśnie wybieram się na trening. Czy nie będzie wam przeszkadzać moja obecność?
-Żartujesz? Tak bardzo nam cię brakowało podczas czasu spędzanego w hali. Twoja determinacja,zaangażowanie i talent dawały nam wiarę,że i my możemy być tak dobre jak ty.
-Oj nie przesadzajcie.. po prostu bardzo mi na tym zależy i staram się przede wszystkim.
-No ale nie oszukuj się,masz talent.No,ale wróćmy do sedna sprawy.Już wszystko z twoim zdrowiem okej?
-Myślę,że tak. Lekarz już pozwolił mi ćwiczyć,tylko,że przestrzegał mnie przed nadmiernym forsowaniem się.
-My nie pozwolimy ci się zbytnio obciążać i oczywiście dopilnujemy abyś powiedziała o tym trenerowi.
-Ma się rozumieć- kiwnęłam potwierdzająco głową.
Ruszyłyśmy ku hali. Dziewczyny od razu zaprowadziły mnie do trenera i kazały powiedzieć o wszystkich zaleceniach lekarza. Po po prostu zmusiły mnie do tego nie mogłam im odmówić. Po rozmowie z trenerem wszyscy poszliśmy do hali. Wśród nas szukałam tej najbardziej bliskiej mi twarzy,która codziennie zbliżała się do mojej by w namiętny sposób rozpieścić moje usta,a która nie tak dawno,bo 2 dni temu,rozszarpała moje uczucia na rzecz próśb swoich rodziców,którzy mieli wobec swojego dziecka odrębne plany. Jednak nie było go. 'On już więcej tu nie przyjdzie,nie próbuj się okłamywać'-szeptał mi w głowie jakiś tajemniczy głos. 'Masz rację',odparłam po cichu i ruszyłam ku rozładowaniu emocji na boisko. Z piłką w ręku i nową mną,miałam w planie podbić parkiety najlepszych klubów siatkarskich na świecie...
_________________________________________________________________________
Już dawno nic nie dodawałam,ale dodaję i czekam na pozytywne komentarze z waszej strony. ; )
Karuzela transferowa w świecie siatkówki coraz bardziej mnie zaskakuje. Facundo Conte w Skrze ( pozytywne zaskoczenie),Atanasijević i Winiarski odchodzą,to przyprawiło mnie płacz. :CCCC
wtorek, 23 kwietnia 2013
Rozdział VII
Gdzie byłeś tej nocy? Chciałabym zasnąć w Twoim łóżku, ubrana tylko w Twój zapach. Bezpieczna. We śnie czekam na Ciebie. W moim śnie o Tobie czekam na Ciebie. W moim śnie o Tobie jestem naga i płonę. Staję się płomieniem, czekając na Ciebie. Otworzyłam okno, przez nie wlatuje wilgoć i chłód nocy, ale i to mnie nie gasi. Dotknęłam dłonią tak pustego bez Ciebie łóżka, ciaśniej owijając się prześcieradłem i wyobrażając sobie, że to Twoje ramiona oplatają moje ciało.
Rozmyślam więcej, niż bym chciała, wyciągając rękę po kieliszek z winem. Moje usta delikatnie obejmują brzeg szkła. Twoje wargi mogłyby smakować tak jak to wino i zostawiać niewidzialne ślady na moich odkrytych ramionach. Gdzie jesteś tej nocy? Czekam na Ciebie na moście utkanym z myśli, tęsknoty i pragnienia. Jedno Twoje słowo, jedno spojrzenie jest pochodnią, która podkłada ogień pod moje ciało. Kryję się w ciemnościach ze swoją winą i wstydem, czekając na Ciebie. Krew całą i serce tętniące oddałabym za muśnięcie warg, za dotyk dłoni na moich plecach, za jedno zaklęcie miłości, za spotkanie na moście z marzeń. Stałam na tym moście, a Ciebie nie było. Dlaczego?
Ta noc była jedną z najgorszych. Ciągłe drgawki i gwałtowne przebudzenia po wczorajszym zdarzeniu.
To było jak zły sen,o którym nawet nie chciałam myśleć. A jednak,to zdarzyło się naprawdę.
Nie wiem czy dziś będę w stanie wstać i pójść do szkoły. Wczorajsze zażenowanie doprowadziło mnie do całkowitego zniszczenia psychicznego. Jak mogłam sobie na to pozwolić? Nawet nie pytałam się go o jego rodziców. Z pewnością to porządni i bogaci ludzi,którzy nie pozwolą sobie na to,żeby ich syn skończył z pospolitą dziewczyną i był sportowcem. A może nie chcieli żeby złapał jakąś kontuzję? To wszystko jest tak bardzo zamotane,że już sama nie wiem kim ja jestem,a raczej byłam,dla niego. Może tylko zwykłą zabawką?
Postanowiłam już,że dzisiaj nie pójdę do szkoły. Musze to wszystko ogarnąć i poukładać swoje myśli. Trwać w kontemplacji przez cały dzisiejszy dzień,a przy okazji rozmyślać o urządzeniu swojej 18-nastki. Przecież to najważniejszy dzień w życiu każdego młodego człowieka. Pełnoletność i związane z nią przyjemności. Czego chcieć więcej? Jego...
-No dobra już nie płacz i bądź silna. - usłyszałam głos w swojej głowie.
Przeczekałam aż rodzice wyjadą do pracy i zeszłam schodami do kuchni. Nalałam wody do czajnika i włączyłam gaz. Zrobiłam sobie skromne śniadanie złożone z dwóch kanapek z szynką,liściem sałaty i świeżym ogórkiem. Położyłam moją strawę na małym talerzyku. Czajnik zaczął gwizdać. Wyłączyłam go i zalałam sobie herbatę w szklance. Posłodziłam ją dwoma łyżeczkami. Z tak przygotowanym śniadaniem usiadłam do stołu. Czułam błogą ciszę. Popijając pieczywo herbatą poczułam,że tak skomponowany dzień jest dla mnie bardzo odpowiedni. Tylko czegoś mi brakuje w tym odpowiednim dniu,a mianowicie siatkówki.
Po zjedzonym śniadaniu postanowiłam,że ubiorę się w mój sportowy strój i pójdę pobiegać.
Założyłam moje wyspecjalizowane do tego buty,związałam swoje włosy mocną gumką w wysoko położony warkocz. Po ubraniu się wyszłam z domu i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Pobiegłam w stronę lasu. Chciałam być zupełnie sama i słyszeć jedynie szum drzew i śpiew ptaków.
To świetne uczucie.
Jeszcze nie czuję się zupełnie zdrowa,ale staram się
A to tylko po to,by w przyszłości zostać tym,kim najbardziej chciałam
Siatkarką...
_______________________________________________________________________________
Jeśli już jesteś i czytasz to skomentuj. Tylko jedna minuta wystarczy,by dać mi siłę i zaangażowanie w pisanie nowych postów.
Widzę,że licznik odwiedzin rośnie a komentarzy brak.
Wystarczy,że napiszesz-Przeczytałam/ałem.
To sprawi mi wiele przyjemności i będę mogla pisać dla was z większą motywacją, bo wiem,że jakieś grono osób czyta mojego bloga. ;)
Więc proszę was bardzo: CZYTASZ-SKOMENTUJ
środa, 17 kwietnia 2013
Rozdział VI
I znów nie mogłam zasnąć. Ciągle myślę o tym co się wydarzyło między nami... co w ogóle ludzie myśleli sobie o nas,co zrobiłam ja,że on teraz nie chce się ze mną pokazywać,nie chce mnie znać... I tak bezustannie każdy mnie opuszcza i ignoruje...
Następnego dnia już nie mogłam przełknąć śniadania. Na prawdę próbowałam,ale łzy spływały po moich ustach. Nagle niespodziewanie mama coś do mnie wybełkotała:
-Coś się stało Kinga?
-A od kiedy cię to obchodzi?
Rozwścieczona rzuciłam widelcem o talerz omal go nie rozbijając. Szybkim krokiem zmierzałam do drzwi. Odwróciłam się w stronę jadalni i spojrzałam na rodziców. Patrzyli na mnie niczym na jakiegoś terrorystę. Ze łzami w oczach próbowałam zapomnieć o wpatrujących się we mnie rodziców. Ocierając twarz wilgotną od łez chciałam czym prędzej trafić do szkoły.
Szukałam go i znalazłam nie było trudno. Chodził zamyślony po korytarzu w szkole. Chciałam porozmawiać z nim o naszym stosunku do siebie i tym co teraz z nami będzie.
-Cześć Kinga-już nie mówił do mnie Kinguś-chyba musimy porozmawiać. Tylko chciałbym po lekcjach,nie teraz. Okej?
-Jasne. Mam nadzieję,że wszystko sobie wyjaśnimy.
Sytuacja całkiem spontaniczna. Powiedział do mnie tylko jedno zdanie. Jednak mimo jego absurdalnie najpiękniejszego głosu na świecie,nie byłam zachwycona.
Po lekcjach spotkaliśmy się przed szatnią. Wszyscy ze szkoły już wyszli. zostały tylko sprzątaczki,które rzetelnie wykonywały swoją pracę.
-No to o czym chciałeś porozmawiać?
-No wiesz to jest coś o czym dawno muszę ci powiedzieć.
-Więc mów.
-Kinga... ja chciałbym ci powiedzieć,że nie mogę z tobą być. Wiem,że zawiedziesz się na mnie i w ogóle,ale pozwól,że wyjaśnię ci to. Otóż,sęk w ty,że tu chodzi o moich rodziców...
-Nie rozumiem. A co twoi rodzice mają z tym wspólnego?
-Otóż mają. Pozwól mi skończyć. Rodzice przeprowadzili ze mną rozmowę o mojej przyszłości. Chcą żebym miał jakiś konkretny zawód,spore zarobki. Gdy powiedziałem im,że chciałbym zostać sportowcem,oburzyli się. Oni widzieli dla mnie przyszłość jako lekarz,chcą mi opłacić studia w stolicy. Ja... nie mogę takiej szansy zmarnować.
-No,ale dlaczego nie możesz być ze mną?-bełkotałam przez łzy.
-Ponieważ powiedziałem im,że to ty napawałaś mnie miłością,systematycznością i oddaniem do tak wyjątkowego sportu jakim jest siatkówka. Oni powiedzieli,że jeśli nie przestanę widywać się z tobą to odetną mi środki pieniężne i nie będą sponsorować mojej przyszłości.
-Czyli pieniądze są dla ciebie ważniejsze?-wrzasnęłam mu proso w twarz.
-Posłuchaj to nie tak...
Nawet nie słuchałam i wybiegłam ze szkoły. Uczniowie stali tam jeszcze. Wszystkie pary oczu były skierowane na mnie. Całą twarz miałam czerwoną i wilgotną od łez. Miałam gdzieś wzrok wszystkich. Nawet nie zwracałam na nich uwagi. Pobiegłam do domu. Gwałtownie otworzyłam drzwi i wbiegłam po schodach na górę. Usiadłam na łóżku. Jak on mógł mi to zrobić. Teraz zostałam sama. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Pomyślę o tym jutro. Na dziś to zbyt dużo łez i rozczarowań.
Powoli zaczynam myśleć,że już nic nie ma sensu.
Następnego dnia już nie mogłam przełknąć śniadania. Na prawdę próbowałam,ale łzy spływały po moich ustach. Nagle niespodziewanie mama coś do mnie wybełkotała:
-Coś się stało Kinga?
-A od kiedy cię to obchodzi?
Rozwścieczona rzuciłam widelcem o talerz omal go nie rozbijając. Szybkim krokiem zmierzałam do drzwi. Odwróciłam się w stronę jadalni i spojrzałam na rodziców. Patrzyli na mnie niczym na jakiegoś terrorystę. Ze łzami w oczach próbowałam zapomnieć o wpatrujących się we mnie rodziców. Ocierając twarz wilgotną od łez chciałam czym prędzej trafić do szkoły.
Szukałam go i znalazłam nie było trudno. Chodził zamyślony po korytarzu w szkole. Chciałam porozmawiać z nim o naszym stosunku do siebie i tym co teraz z nami będzie.
-Cześć Kinga-już nie mówił do mnie Kinguś-chyba musimy porozmawiać. Tylko chciałbym po lekcjach,nie teraz. Okej?
-Jasne. Mam nadzieję,że wszystko sobie wyjaśnimy.
Sytuacja całkiem spontaniczna. Powiedział do mnie tylko jedno zdanie. Jednak mimo jego absurdalnie najpiękniejszego głosu na świecie,nie byłam zachwycona.
Po lekcjach spotkaliśmy się przed szatnią. Wszyscy ze szkoły już wyszli. zostały tylko sprzątaczki,które rzetelnie wykonywały swoją pracę.
-No to o czym chciałeś porozmawiać?
-No wiesz to jest coś o czym dawno muszę ci powiedzieć.
-Więc mów.
-Kinga... ja chciałbym ci powiedzieć,że nie mogę z tobą być. Wiem,że zawiedziesz się na mnie i w ogóle,ale pozwól,że wyjaśnię ci to. Otóż,sęk w ty,że tu chodzi o moich rodziców...
-Nie rozumiem. A co twoi rodzice mają z tym wspólnego?
-Otóż mają. Pozwól mi skończyć. Rodzice przeprowadzili ze mną rozmowę o mojej przyszłości. Chcą żebym miał jakiś konkretny zawód,spore zarobki. Gdy powiedziałem im,że chciałbym zostać sportowcem,oburzyli się. Oni widzieli dla mnie przyszłość jako lekarz,chcą mi opłacić studia w stolicy. Ja... nie mogę takiej szansy zmarnować.
-No,ale dlaczego nie możesz być ze mną?-bełkotałam przez łzy.
-Ponieważ powiedziałem im,że to ty napawałaś mnie miłością,systematycznością i oddaniem do tak wyjątkowego sportu jakim jest siatkówka. Oni powiedzieli,że jeśli nie przestanę widywać się z tobą to odetną mi środki pieniężne i nie będą sponsorować mojej przyszłości.
-Czyli pieniądze są dla ciebie ważniejsze?-wrzasnęłam mu proso w twarz.
-Posłuchaj to nie tak...
Nawet nie słuchałam i wybiegłam ze szkoły. Uczniowie stali tam jeszcze. Wszystkie pary oczu były skierowane na mnie. Całą twarz miałam czerwoną i wilgotną od łez. Miałam gdzieś wzrok wszystkich. Nawet nie zwracałam na nich uwagi. Pobiegłam do domu. Gwałtownie otworzyłam drzwi i wbiegłam po schodach na górę. Usiadłam na łóżku. Jak on mógł mi to zrobić. Teraz zostałam sama. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Pomyślę o tym jutro. Na dziś to zbyt dużo łez i rozczarowań.
Powoli zaczynam myśleć,że już nic nie ma sensu.
piątek, 12 kwietnia 2013
Rozdział V
Czuję się jakbym... właściwie nic nie czuła. Jak jakaś poczwarka,która nic nie potrafi. Tylko przypełznąć na określone miejsce i zdać się na pomoc bliskich,obcych lub nienawidzących mnie osób. W tym wypadku mogłam liczyć na niego. Nawet moi rodzicie mają mnie gdzieś,wogóle nie mają świadomości co się ze mną stało. Jedynie on. Przecież go prawie nie znam ,poznaliśmy się kilka minut przed moim wypadkiem ,później on cały czas ze mną przebywał,jak najlepszy przyjaciel,jak ktoś... kogo się bardzo kocha i ten ktoś odwzajemnia to całym swoim sercem.
Minęło sporo czasu od czasu niefortunnego wypadku. Wydawałoby się,że to było tylko uderzenie drzwiami,nic wielkiego. Jednak było inaczej. Wstrząśnienie mózgu,poważne pęknięcie w czaszce,wszystko to zamknęło mi drzwi przed siatkówką,a przynajmniej na jakiś czas. Kilka miesięcy opieki rodziców... a w zasadzie to opiekunki. Tak,opiekunki. Bo rodzicie nawet nie chcieli zostawać w domu,żeby się mną opiekować. Uznali mnie za kalekę,ale przecież to nie była moja wina a poza tym to nie będę leżeć na łóżku przez wieczność. Moja Opiekunka codziennie pomaga mi stać z łóżka,wsiąść na wózek i pojechać ,wpojoną już drogą, na rehabilitację ambulatoryjną. Po rehabilitacji wędrowałyśmy do domu. Przed drzwiami mieszkania czekał na mnie Marcin. Z jedną małą,czerwoną i skromną różą,czekał na mnie wytrwale,żeby przywitać mnie całusem w policzek i codziennie przynosić mi aktualne tematy z wszystkich przedmiotów szkole. Może to wyda się bardzo dziwne,ale ten wypadek zbliżył nas do siebie. Marcin codziennie do mnie przychodził,spędzał ze mną czas,w weekendy wspólnie oglądaliśmy filmy z paczką popcornu na łóżku. Nadal jest nam ze sobą dobrze. Marcin nie zostawił mnie samej w tak trudnym momencie tak,jak moi rodzice. Po prostu brak słów. Szkoda mi dla nich czasu. Oni wolą zająć się swoją pracą,aniżeli pomóc swojej chorej córce. To wszystko przecież jest tak proste,wystarczy poświęcić trochę czasu,ale to chyba przekroczyło ich możliwości.
Wreszcie nadszedł ten dzień. Byłam coraz bardziej samodzielna,udawało mi się chodzić,nawet kilka razy,przy pomocy Marcina,skoczyłam. Czułam się jak prawdziwy motyl,który właśnie od nowa rozwinie swoje skrzydła po uciążliwym upadku. 57 dni niesamodzielności,szukania pomocy i wsparcia u innych. Dosyć tego.
Dziś był mój pierwszy dzień w szkole. Do szkoły doszłam sama,w zasadzie szłam o kulach,bo jeszcze nie miałam sił na samodzielne i długodystansowe poruszanie się.
Brama szkoły i dużo ludzi. Wszystkich przecież poznaję i kojarzę. Jednak jedna osoba rzuciła mi się w oczy. MÓJ CHŁOPAK już szukał mnie wzrokiem. Dokuśtykałam w miarę szybko do niego i rzuciłam mu się na ramiona,odrzucając moje kule gdzieś w bok. Wszyscy nagle zamilkli. Wlepili w nas swoje oczy. Chciałam spalić się ze wstydu. Czy byłam aż tak nierozważna? Marcin szybko chwycił w jedną rękę moje kule.
-Chodźmy stąd. Złap mnie za ramię.
Posłusznie wykonałam jego polecenie zupełnie nie widząc co jest grane. Czy coś jest ze mną nie tak? A może zrobiłam coś upokarzającego? Ale chyba przytulenie się do własnego chłopaka nie było jakimś grzechem. Sama nie wiem...
Wszystkie lekcje już minęły,Marcin do końca dnia nie odzywał się do mnie. Chyba został zbyt urażony. Wiedziałam o tym,że zaraz po lekcjach odbędzie się trening,chciałam przywitać się z drużyną i przynajmniej tymczasowo popatrzeć z ubocza na ich grę. Lekarz powiedział,że jeszcze przez jakiś czas nie będę mogła grać w siatkówkę i tylko ciągła rehabilitacja i prymitywne ćwiczenia doprowadzą mnie do taki stanu jaki był przed wypadkiem.
Weszłam na halę i zobaczyłam dziewczyny i chłopaków,którzy już zmierzali ku mnie a na ich czele naszego trenera. Tylko jednej osoby mi brakowało. Dlaczego nie ma go tu? Czy aż tak bardzo go upokorzyłam? Nawet nie wiem czym... Nie wiem...
-Witam cię Kingo!-powiedział ciepło trener i mocno mnie uściskał.
-Dzień dobry pani trenerze.
-No to kiedy możemy się ciebie spodziewać ponownie w naszej drużynie?
-Chyba nieprędko. Czeka mnie dużo pracy nad swoim zdrowiem i swoimi mięśniami.
-Rozumiem,że to już niedługo?-wiedział,że z moim zapałem wszystko jest możliwe.
-Oczywiście trenerze. Zrobię wszystko co w mojej mocy.
-Wiem o tym i liczę na ciebie.-uśmiechnął się baardzo szerokim uśmiechu i odszedł,aby koordynować trwający trening.
Tylko dlaczego jego tam nie było? Siedziałam do końca i nie było go.
Po pierwszym pocałunku wiedziałam,że już nie chcę całować innych warg.
Minęło sporo czasu od czasu niefortunnego wypadku. Wydawałoby się,że to było tylko uderzenie drzwiami,nic wielkiego. Jednak było inaczej. Wstrząśnienie mózgu,poważne pęknięcie w czaszce,wszystko to zamknęło mi drzwi przed siatkówką,a przynajmniej na jakiś czas. Kilka miesięcy opieki rodziców... a w zasadzie to opiekunki. Tak,opiekunki. Bo rodzicie nawet nie chcieli zostawać w domu,żeby się mną opiekować. Uznali mnie za kalekę,ale przecież to nie była moja wina a poza tym to nie będę leżeć na łóżku przez wieczność. Moja Opiekunka codziennie pomaga mi stać z łóżka,wsiąść na wózek i pojechać ,wpojoną już drogą, na rehabilitację ambulatoryjną. Po rehabilitacji wędrowałyśmy do domu. Przed drzwiami mieszkania czekał na mnie Marcin. Z jedną małą,czerwoną i skromną różą,czekał na mnie wytrwale,żeby przywitać mnie całusem w policzek i codziennie przynosić mi aktualne tematy z wszystkich przedmiotów szkole. Może to wyda się bardzo dziwne,ale ten wypadek zbliżył nas do siebie. Marcin codziennie do mnie przychodził,spędzał ze mną czas,w weekendy wspólnie oglądaliśmy filmy z paczką popcornu na łóżku. Nadal jest nam ze sobą dobrze. Marcin nie zostawił mnie samej w tak trudnym momencie tak,jak moi rodzice. Po prostu brak słów. Szkoda mi dla nich czasu. Oni wolą zająć się swoją pracą,aniżeli pomóc swojej chorej córce. To wszystko przecież jest tak proste,wystarczy poświęcić trochę czasu,ale to chyba przekroczyło ich możliwości.
Wreszcie nadszedł ten dzień. Byłam coraz bardziej samodzielna,udawało mi się chodzić,nawet kilka razy,przy pomocy Marcina,skoczyłam. Czułam się jak prawdziwy motyl,który właśnie od nowa rozwinie swoje skrzydła po uciążliwym upadku. 57 dni niesamodzielności,szukania pomocy i wsparcia u innych. Dosyć tego.
Dziś był mój pierwszy dzień w szkole. Do szkoły doszłam sama,w zasadzie szłam o kulach,bo jeszcze nie miałam sił na samodzielne i długodystansowe poruszanie się.
Brama szkoły i dużo ludzi. Wszystkich przecież poznaję i kojarzę. Jednak jedna osoba rzuciła mi się w oczy. MÓJ CHŁOPAK już szukał mnie wzrokiem. Dokuśtykałam w miarę szybko do niego i rzuciłam mu się na ramiona,odrzucając moje kule gdzieś w bok. Wszyscy nagle zamilkli. Wlepili w nas swoje oczy. Chciałam spalić się ze wstydu. Czy byłam aż tak nierozważna? Marcin szybko chwycił w jedną rękę moje kule.
-Chodźmy stąd. Złap mnie za ramię.
Posłusznie wykonałam jego polecenie zupełnie nie widząc co jest grane. Czy coś jest ze mną nie tak? A może zrobiłam coś upokarzającego? Ale chyba przytulenie się do własnego chłopaka nie było jakimś grzechem. Sama nie wiem...
Wszystkie lekcje już minęły,Marcin do końca dnia nie odzywał się do mnie. Chyba został zbyt urażony. Wiedziałam o tym,że zaraz po lekcjach odbędzie się trening,chciałam przywitać się z drużyną i przynajmniej tymczasowo popatrzeć z ubocza na ich grę. Lekarz powiedział,że jeszcze przez jakiś czas nie będę mogła grać w siatkówkę i tylko ciągła rehabilitacja i prymitywne ćwiczenia doprowadzą mnie do taki stanu jaki był przed wypadkiem.
Weszłam na halę i zobaczyłam dziewczyny i chłopaków,którzy już zmierzali ku mnie a na ich czele naszego trenera. Tylko jednej osoby mi brakowało. Dlaczego nie ma go tu? Czy aż tak bardzo go upokorzyłam? Nawet nie wiem czym... Nie wiem...
-Witam cię Kingo!-powiedział ciepło trener i mocno mnie uściskał.
-Dzień dobry pani trenerze.
-No to kiedy możemy się ciebie spodziewać ponownie w naszej drużynie?
-Chyba nieprędko. Czeka mnie dużo pracy nad swoim zdrowiem i swoimi mięśniami.
-Rozumiem,że to już niedługo?-wiedział,że z moim zapałem wszystko jest możliwe.
-Oczywiście trenerze. Zrobię wszystko co w mojej mocy.
-Wiem o tym i liczę na ciebie.-uśmiechnął się baardzo szerokim uśmiechu i odszedł,aby koordynować trwający trening.
Tylko dlaczego jego tam nie było? Siedziałam do końca i nie było go.
Po pierwszym pocałunku wiedziałam,że już nie chcę całować innych warg.
_____________________________________________________
Rozdział długi. Mam nadzieję,że się spodoba i liczę na wszelkie komentarze. ;)
środa, 10 kwietnia 2013
Rozdział IV
Na jednym z treningów Marcin ciągle się na mnie patrzył. To było dosyć dziwne zważywszy na to,że nawet mnie nie znał i,jak dotąd,nigdy nie zwrócił na mnie uwagi.
Trening przebiegł dosyć sprawnie choć bardzo wyczerpująco. Nawet nie zdążyłam wejść do damskiej szatni żeby zrzucić z siebie rozciągnięte,brudne i brzydko pachnące ubrania a Marcin złapał mnie za moje ramię czego w efekcie ja,bardzo się wystraszyłam.
-Nazywasz się Kinga,tak?-jeszcze przez jakiś czas ciężko oddychał po treningu.
-Tak... A ty Marcin?
-Tak,zgadza się.
-Czy coś się stało?-spytałam zdziwiona tym,że zna moje imię.
-Jestem dosyć słaby w grze w siatkówkę,wszystko wychodzi mi dosyć niezdarnie i ciągle mam małe doświadczenie w tej grze. Zauważyłem,że ty na prawdę świetnie radzisz sobie z tym sportem. Czy może moglibyśmy się kiedyś spotkać po to,żebyś mnie trochę podszkoliła w tej dziedzinie?
-Z chęcią,ale...
Nie zdążyłam dokończyć zdania gdy on posłał mi olbrzymi i olśniewający uśmiech. Chciałam mu jeszcze coś powiedzieć,ale byłam oszołomiona jego wyglądem. On jest taki przystojny niczym Chad Michael Murray,nawet był do niego zdumiewająco podobny. Stałam tam jeszcze chwilę,ale powrót do rzeczywistości zafundowały mi dziewczyny wychodzące z damskiej szatni. Nie zauważyły mnie i z wielką siłą popchnęły drzwi do przodu i w wyniku tego straciłam przytomność...
Obudziłam się w szpitalu. Lekko otworzyłam i ujrzałam i ujrzałam go. Obok mojego łóżka stał Marcin,zatroskany i pełen obaw-właśnie o mnie. Jeszcze trochę byłam nieobecna. Po chwili jednak usłyszałam jego potulny,głęboki głos:
-Kinga? Widzisz mnie? Czy wszystko w porządku? Byłem tutaj z tobą od początku. Dziewczyny z treningu były tu krótką chwilę,ale później poszły. Mają ci zrobić jeszcze tomografię głowy dla sprawdzenia czy nie dostałaś wstrząśnienia mózgu.
Koiłam się jego głosem. Tak bardzo byłam upojona samą świadomością,że on do mnie mówi a to,że jest przy mnie coraz bardziej przyprawiało mnie o dreszcze. Czułam,że głowę mam całą owiniętą bandażami,ściśniętą niczym wędzoną szynkę. Słyszałam jak Marcin zawołam lekarza i oznajmił mu,że już się obudziłam. Lekarz natychmiast zawołał pielęgniarkę i powiedział jej,że natychmiast mam zostać zabrana na tomografię głowy. Czułam jak szpitalne łóżko przesuwa się razem ze mną po oddziałach szpitalnych,słyszałam jak Marcin mówi do mnie: Zobaczysz Kinga,wszystko będzie dobrze. Będę tu na ciebie czekał. Poczułam lekkie muśnięcie na moim czole,otworzyłam oczy i nie zauważyłam go już obok siebie,stał gdzieś głębiej w korytarzu. Wjechałam do sali,w której stało wielkie urządzenie. Kazali mi wstrzymać oddech a później oddychać. Potem była cisza.
Choć moje myśli miałam zupełnie poświęcone Marcinowi to w mojej głowie tkwiło jeszcze jedno nurtujące pytanie i zarazem obawa: Czy nadal będę mogła oddać się mojej pasji,temu co najbardziej kocham-siatkówce?
Trening przebiegł dosyć sprawnie choć bardzo wyczerpująco. Nawet nie zdążyłam wejść do damskiej szatni żeby zrzucić z siebie rozciągnięte,brudne i brzydko pachnące ubrania a Marcin złapał mnie za moje ramię czego w efekcie ja,bardzo się wystraszyłam.
-Nazywasz się Kinga,tak?-jeszcze przez jakiś czas ciężko oddychał po treningu.
-Tak... A ty Marcin?
-Tak,zgadza się.
-Czy coś się stało?-spytałam zdziwiona tym,że zna moje imię.
-Jestem dosyć słaby w grze w siatkówkę,wszystko wychodzi mi dosyć niezdarnie i ciągle mam małe doświadczenie w tej grze. Zauważyłem,że ty na prawdę świetnie radzisz sobie z tym sportem. Czy może moglibyśmy się kiedyś spotkać po to,żebyś mnie trochę podszkoliła w tej dziedzinie?
-Z chęcią,ale...
Nie zdążyłam dokończyć zdania gdy on posłał mi olbrzymi i olśniewający uśmiech. Chciałam mu jeszcze coś powiedzieć,ale byłam oszołomiona jego wyglądem. On jest taki przystojny niczym Chad Michael Murray,nawet był do niego zdumiewająco podobny. Stałam tam jeszcze chwilę,ale powrót do rzeczywistości zafundowały mi dziewczyny wychodzące z damskiej szatni. Nie zauważyły mnie i z wielką siłą popchnęły drzwi do przodu i w wyniku tego straciłam przytomność...
Obudziłam się w szpitalu. Lekko otworzyłam i ujrzałam i ujrzałam go. Obok mojego łóżka stał Marcin,zatroskany i pełen obaw-właśnie o mnie. Jeszcze trochę byłam nieobecna. Po chwili jednak usłyszałam jego potulny,głęboki głos:
-Kinga? Widzisz mnie? Czy wszystko w porządku? Byłem tutaj z tobą od początku. Dziewczyny z treningu były tu krótką chwilę,ale później poszły. Mają ci zrobić jeszcze tomografię głowy dla sprawdzenia czy nie dostałaś wstrząśnienia mózgu.
Koiłam się jego głosem. Tak bardzo byłam upojona samą świadomością,że on do mnie mówi a to,że jest przy mnie coraz bardziej przyprawiało mnie o dreszcze. Czułam,że głowę mam całą owiniętą bandażami,ściśniętą niczym wędzoną szynkę. Słyszałam jak Marcin zawołam lekarza i oznajmił mu,że już się obudziłam. Lekarz natychmiast zawołał pielęgniarkę i powiedział jej,że natychmiast mam zostać zabrana na tomografię głowy. Czułam jak szpitalne łóżko przesuwa się razem ze mną po oddziałach szpitalnych,słyszałam jak Marcin mówi do mnie: Zobaczysz Kinga,wszystko będzie dobrze. Będę tu na ciebie czekał. Poczułam lekkie muśnięcie na moim czole,otworzyłam oczy i nie zauważyłam go już obok siebie,stał gdzieś głębiej w korytarzu. Wjechałam do sali,w której stało wielkie urządzenie. Kazali mi wstrzymać oddech a później oddychać. Potem była cisza.
Choć moje myśli miałam zupełnie poświęcone Marcinowi to w mojej głowie tkwiło jeszcze jedno nurtujące pytanie i zarazem obawa: Czy nadal będę mogła oddać się mojej pasji,temu co najbardziej kocham-siatkówce?
Subskrybuj:
Posty (Atom)